I mogę powiedzieć, że to opowiadanie jest zawieszone. Zostanie opublikowana jeszcze jedna notka o bohaterach.
Rozdział ósmy - Lekcje.
Ametistri otwiera kopnięciem drzwi i nie zamyka ich, przez co budzi innych. Cały spocony, zaspany i zmęczony tak, że aż mu się oczy kleją, pada na łóżko, nawet nie trudząc się, żeby się przebrać, albo umyć. Nie sądził, że taki niby-spokojny dom może być tak nieprzewidywalny i szalony! Bo jak inaczej opisać ludzi, którzy chcieli, aby walczył z lwem, a potem z jakimś... hipogryf? Chyba tak on się nazywał.Rozdział ósmy - Lekcje.
Harry podnosi się z łóżka, żeby zamknąć drzwi i przykryć kolegę pościelą.
- Dali ci wycisk, co nie? - uśmiecha się słabo. - To właśnie o tym wczoraj mówiłem.
- Harry - mówi Ron. - daj mu spokój, za parę godzin ma cały dzień eliksirów ze Snape'em.
***
- Nie mogę uwierzyć, że mnie tak wrobiliście! O wszystkim wiedzieliście, chociaż wskazówka dotycząca tego dnia by mi się przydała. - Za dziesięć minut będzie śniadanie, a on w pośpiechu narzuca na siebie niedbale ubrania. Walają się buty, które prędko próbuje założyć. Wie, że jak się nie pośpieszy, to Snape się do niego przyczepi, a potem odejmie punkty. Od razu po śniadaniu są jego przyśpieszone lekcje. - W ogóle... kto wymyślał, aby załatwiać takie sprawy w niedzielę! NIEDZIELĘ! Kiedy za parę godzin ma się lekcje. Żeby to był piątek, albo niedziela, to bym jeszcze zrozumiał, ale coś takiego. Skandal!
Ametystri wreszcie pokazał swoje pazurki. Nawet Draco ucichł i zszedł mu z drogi, bo jeszcze nie rozumiał, na czym polegają te tradycje Gryfonów.
- Spokojnie... - powiedział strachliwie Ron, machając rękami. - My też to mieliśmy.
- A mnie to nie obchodzi!
- Spóźniłeś się - mówił cicho Snape.
- P-przepraszam - wydyszał, łapiąc się za kolana, aby uspokoić oddech po biegu z Wielkiej Sali do lochów.
- Pięć punktów od Gryffindoru. - Usiadł za swoim biurku, biorąc do ręki podręcznik.
- Nie mogę uwierzyć? - westchnął. - Dlaczego Gryffindor? Jak z tobą ostatnio mówiłem, to wychodziły istne Ślizgońskie słowa. Gesty też eleganckie, jak na Ślizgona przystało. A tu taka niespodzianka.
Tom złapał się za głowę.
- Na Merlina, ile dzieci! - Wypuścił powietrze z ust, kiedy zobaczył, jak dużo osób jest w klasie Slytherin-Gryffindor.
Uczniowie czekają przed klasą, aż profesor przyjdzie.
Przeczesał włosy rękami i spróbował się uspokoić, co było trudne, chcąc zyskać respekt u młodzieży czarodziejskiej. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze!
- Co wy to robicie?! Włazić do klasy! Na zaproszenie czekacie?
- Fred, czy ty myślisz to, co ja? - uśmiechnął się do brata.
- Jak najbardziej!
Weasleyowie siedzieli na kanapie w Pokoju Życzeń.
- Urządzamy małe powianie Ślizgonom i Kadrze Nauczycielskiej?
- Tak, aż dziwne, że się pytasz!
- George, pamiętasz, że niedługo Charlie przyśle nam prezent.
Fred przytulił go.
- Pamiętam, zgniłe jaja Smoka Węgierskiego w Dormitorium Ślizgonów będą się wspaniale komponować do...
- ...do pierza w Pokoju Wspólnym Krukonów. Przychodząc tutaj myślałem o poduszkach. Było ich setki. Szkoda, żeby się zmarnowały.
- A co zafundujemy Puchonom?
Chłopcy kierowali się do Sali Zaklęć. To były ostatnie lekcje dzisiejszego dnia. Rodzice nie byliby zadowoleni z wagarów pierwszego dnia prawdziwych lekcji, a jak będą przynajmniej na jednej do McGonagall nie wyśle znowu listu do nich. Nawet nie chciał sobie wyobrażać tych interesujących wyjców od matki.
- Moja godność to Tom Arvoitus. Na moich lekcjach nie toleruję rozmów, nieuwagi i wymądrzania się. Podręcznik jest wam niepotrzebny. Można od razu użyć Flame. Przynajmniej poćwiczycie zaklęcia. Dla nie wiedzących ten czar powoduje spłonięcie różnych przedmiotów. - Jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.
Mężczyzna usiadł na krześle, pisząc coś w papierach. Panowała cisza, dopóki Draco jej nie przerwał:
- Co będziemy dzisiaj robić?
Profesor podniósł wzrok, a on poczuł się przygnieciony jego osobowością.
Młody nauczyciel wzbudzał respekt. Swoją osobą stwarzał aurę niedostępności. Swoim wzrokiem aż onieśmielał. Był bardzo wysoki, miał może ze dwa metry i sprawiał, że gdy stawał za uczniem, który siedział w ławce, to aż ciarki przechodziły mu po plecach. Brązowe oczy przewiercały tunele w uczniach. Kasztanowe, lśniące włosy opadały na czarną, lekko wymiętą szatę. Wszystko u niego było zadziwiająco piękne: szpiczasty, blady podbródek; aż za prosty nos i długie, kościste palce z zadbanymi pazurami.
- Tę lekcję zrobimy wolną, abyście mogli trochę mnie pomęczyć. Dopiero w piątek odbędzie się prawdziwa lekcja. - Wstał i pochodził po klasie. - Potem w pojedynkach pozbieram informację o waszych umiejętnościach oraz stylach. Wyznaczę, kto z kim będzie walczył. Najlepsza piątka dostanie nagrodę w postaci prywatnej, nadprogramowej ochrony umysłu przed zaklęciem, które ociera się lekko o czarną magię.
W klasie wybuchły szepty.
- Cisza!
Oklumencjia.
- Będę to stosował. Lecz to nie jest dla was niebezpieczne, jedynie narusza cudzą prywatność.
Ametystri wreszcie pokazał swoje pazurki. Nawet Draco ucichł i zszedł mu z drogi, bo jeszcze nie rozumiał, na czym polegają te tradycje Gryfonów.
- Spokojnie... - powiedział strachliwie Ron, machając rękami. - My też to mieliśmy.
- A mnie to nie obchodzi!
***
- Spóźniłeś się - mówił cicho Snape.
- P-przepraszam - wydyszał, łapiąc się za kolana, aby uspokoić oddech po biegu z Wielkiej Sali do lochów.
- Pięć punktów od Gryffindoru. - Usiadł za swoim biurku, biorąc do ręki podręcznik.
- Nie mogę uwierzyć? - westchnął. - Dlaczego Gryffindor? Jak z tobą ostatnio mówiłem, to wychodziły istne Ślizgońskie słowa. Gesty też eleganckie, jak na Ślizgona przystało. A tu taka niespodzianka.
***
Tom złapał się za głowę.
- Na Merlina, ile dzieci! - Wypuścił powietrze z ust, kiedy zobaczył, jak dużo osób jest w klasie Slytherin-Gryffindor.
Uczniowie czekają przed klasą, aż profesor przyjdzie.
Przeczesał włosy rękami i spróbował się uspokoić, co było trudne, chcąc zyskać respekt u młodzieży czarodziejskiej. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze!
- Co wy to robicie?! Włazić do klasy! Na zaproszenie czekacie?
***
- Fred, czy ty myślisz to, co ja? - uśmiechnął się do brata.
- Jak najbardziej!
Weasleyowie siedzieli na kanapie w Pokoju Życzeń.
- Urządzamy małe powianie Ślizgonom i Kadrze Nauczycielskiej?
- Tak, aż dziwne, że się pytasz!
- George, pamiętasz, że niedługo Charlie przyśle nam prezent.
Fred przytulił go.
- Pamiętam, zgniłe jaja Smoka Węgierskiego w Dormitorium Ślizgonów będą się wspaniale komponować do...
- ...do pierza w Pokoju Wspólnym Krukonów. Przychodząc tutaj myślałem o poduszkach. Było ich setki. Szkoda, żeby się zmarnowały.
- A co zafundujemy Puchonom?
***
Chłopcy kierowali się do Sali Zaklęć. To były ostatnie lekcje dzisiejszego dnia. Rodzice nie byliby zadowoleni z wagarów pierwszego dnia prawdziwych lekcji, a jak będą przynajmniej na jednej do McGonagall nie wyśle znowu listu do nich. Nawet nie chciał sobie wyobrażać tych interesujących wyjców od matki.
***
- Moja godność to Tom Arvoitus. Na moich lekcjach nie toleruję rozmów, nieuwagi i wymądrzania się. Podręcznik jest wam niepotrzebny. Można od razu użyć Flame. Przynajmniej poćwiczycie zaklęcia. Dla nie wiedzących ten czar powoduje spłonięcie różnych przedmiotów. - Jego głos rozniósł się echem po pomieszczeniu.
Mężczyzna usiadł na krześle, pisząc coś w papierach. Panowała cisza, dopóki Draco jej nie przerwał:
- Co będziemy dzisiaj robić?
Profesor podniósł wzrok, a on poczuł się przygnieciony jego osobowością.
Młody nauczyciel wzbudzał respekt. Swoją osobą stwarzał aurę niedostępności. Swoim wzrokiem aż onieśmielał. Był bardzo wysoki, miał może ze dwa metry i sprawiał, że gdy stawał za uczniem, który siedział w ławce, to aż ciarki przechodziły mu po plecach. Brązowe oczy przewiercały tunele w uczniach. Kasztanowe, lśniące włosy opadały na czarną, lekko wymiętą szatę. Wszystko u niego było zadziwiająco piękne: szpiczasty, blady podbródek; aż za prosty nos i długie, kościste palce z zadbanymi pazurami.
- Tę lekcję zrobimy wolną, abyście mogli trochę mnie pomęczyć. Dopiero w piątek odbędzie się prawdziwa lekcja. - Wstał i pochodził po klasie. - Potem w pojedynkach pozbieram informację o waszych umiejętnościach oraz stylach. Wyznaczę, kto z kim będzie walczył. Najlepsza piątka dostanie nagrodę w postaci prywatnej, nadprogramowej ochrony umysłu przed zaklęciem, które ociera się lekko o czarną magię.
W klasie wybuchły szepty.
- Cisza!
Oklumencjia.
- Będę to stosował. Lecz to nie jest dla was niebezpieczne, jedynie narusza cudzą prywatność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz