Say Something to blog z opowiadaniami o tematyce slash/shōnen-ai. Znajdują się tutaj opowiadania autorskie, fanfiction z Naruto, Harry'ego Pottera i inne treści. Gry do bloga: 1, 2, 3, 4.

10.7.14

P: Lacrim - II

- Fred, jak myślisz co planuje twój brat? - zapytała czarnowłosa kobieta.

Agnes była niesamowicie piękną czarownicą o czekoladowych, radosnych  oczach i ciemną karnacją. Miała na sobie granatowe, wytarte spodnie, które podkreślały jej zgrabne nogi i krągłości oraz biały, ciepły sweter. Swoją burzę włosów spięła w kucyk, który sięgał jej do łopatek, a grzywkę odgarnęła do tyłu. Była wysoka , chociaż i tak Lucas przewyższał ją o dziesięć centymetrów i około trzydzieści kilogramów.


- Naprawdę nie wiem. Ale to będzie coś wielkiego, musi go coś trapić, że nawet mi nie powiedział - mówił spokojnie.


Fred wypił łyk napoju. 


- Może się wstydził. Ma owsiki lub okres. - Mężczyzna zaśmiał się i podrapał po ogolonej twarzy. 


Lukas był dosyć oryginalnym, stanowczym i miłym facetem. Lubił się wyróżniać z tłumu. Miał krótkie czarne włosy i piękne, duże, granatowe oczy, które uwydatniały długie jak na mężczyznę rzęsy. Wysoko osadzone kości policzkowe sprawiały, że wyglądał jak gwiazda. Był ubrany w luźne spodnie i szarą, długą bluzę, której rękawy podwinął do wyraźnych bicepsów. 


Cała trójka siedziała w barze i pili piwo.  


Pomieszczenie było ciemne, ale przytulne, utrzymane w odcieniach czerwieni.


- Wątpię - powiedział kąśliwie. 


- Każdy ma swoje małe sekrety. Mogę się założyć, że już niedługo wypapla ci, o co chodzi.


Tylko, że oni nie powinni mieć tajemnic, do niedawna wszystko o sobie wiedzieli, ich życie było całkowicie lekkie, wręcz beztroskie. Oczywiście zdarzały się małe sprzeczki, które z resztą szybko zostały wyjaśniane i zapominane, ale teraz nawet nie mają czasu porozmawiać, czy nawet spędzić razem trochę czasu, którego on ma aż za dużo, zupełnie inaczej jest z George'm, który ma zajęcia. Szanuje jego pasję i ambicje do zostania kimś wielkim, ale nie powinien się tak poświęcać.


- Jest strasznie zapracowany. Nie mamy dla siebie praktycznie czasu. On wstaje wcześnie, a jak przychodzi z zajęć jest zmęczony - westchnął, a jego całe ciało napięło się. 


Fred był twardym, ale troskliwym facetem. Nie musiał udawać macho, tak jak kiedyś. Teraz się ustatkował i mógł być po prostu sobą. ale w takich sprawach był ugięty. Nie wiedział, co się dzieje w George'm, jego bratem, który stał się także kimś ważniejszym. Osobą dla której jego serce przyśpieszało, jakby chciało się wyrwać z muskularnej, silnej piersi. 


- Wytrzymasz, nie jesteś babą - mruknął mężczyzna, za co Agnes uderzyła go w ramie. - Aua! Za co? - krzyknął.


- Za bycie facetem - powiedziała stanowczo, układając dłonie na biodrach.


- No to już wiadomo, czemu nie przyłożyłaś też Fredowi - powiedział i przeczesał ręką swoje krótkie włosy, odchylając głowę i i uśmiechając się szeroko.


Agnes wstała i całkowicie przypadkowo wylała połowę swojego piwa na głowę Lucasa, który już siedział cicho. Wyjął różdżkę i szybko wypowiedział zaklęcie schnące.


Była usatysfakcjonowana.


*

Był wieczór. Dwudziestodwuletni mężczyzna o rumianych policzkach i krótkich, rudych włosach przypatrywał się atramentowemu niebu, z którego padały płatki śniegu. Potarł ręce, zaklinając to, że zapomniał zabrać rękawiczek i wsadził dłonie do kieszeń grubej, fioletowej kurtki. Naciągnął czapkę na uszy i szedł w kierunku jego domu.


George był zbyt wyczerpany, aby się aportować i ukrócić sobie drogę.  Silny powiew wiatru szczypał jego policzki, oddychał ciężko przez silny i intensywny wiatr, który dmuchał na jego twarz. Wichura taka, że mogłaby urwać głowę. W Anglii nie było tak zimo, więc taka pogoda, to rzadkość.

Miał nadzieję, że już jutro się to zmieni. Poprawił szalik i mocniej oplótł go wokół szyi. Wolno maszerował przed siebie.

George nienawidzi zimy. Błota na drogach, częstego deszczu, przemoczenia do suchej nitki. To nie jego klimaty. On wolał lato. Opalać się w cieplutkim miejscu i odpoczywać. Pojechać na wakacje, albo wziąć urlop i poleniuchować. Wysoka temperatura mu odpowiadała, bo mógł swobodnie chodzić o domu nagi lub w samej bieliźnie z powodu upału.

Z Fredem było na odwrót. On lubował się w zimie. To lepienie bałwanów. Zjeżdżanie na magicznych stoczniach, sanki. Zabawa. Ciepłe swetry. Święta. Picie gorącego kakao, aby się rozgrzać, to było tym, co uwielbiał. Często tęsnknił z tą porą roku. W lato było dla niego za gorąco, tylko się pocić można.

Było ciemno, płatni śniegu zdecydowanie uniemożliwiały mu widzenie, choć ślepy jak kret jeszcze nie był. Jedyne, co pomagało mu cokolwiek zobaczyć, to magiczna roślina, której nazwy nawet nie pamiętał. Cieszył się, że posłuchał Freda i wziął ją ze sobą. Wystarczy, że się ją dotknie, a ona wzbija się w powietrze, zaczyna świeci na pomarańczowy, ognisty kolor i  podąża przed czarodziejem, aż do wybranego celu.

Niewiarygodne będzie, jeżeli juto obudzi się bez kaszlu i kataru, a może i gorączki.

*


- Jestem wykończony - powiedział George, zdejmując szybko buty, skarpetki oraz kurtkę i rzucił je na futrzasty dywan. Padł na wielkie łóżko, które stało centralnie na środku pokoju i zajmowało dużą jego część.

Rękami oplótł miękką poduszkę i położył na niej swoją głowę. Ściany sypialni przypominały nocne niebo, a na niskim suficie świeciły zaczarowane gwiazdy, które dawały odrobinę światła, jednak w pokoju nadal panowała ciemność. Piękny granatowy kolor zmieniał się w niektórych miejscach w czerń.

George zapalił lampkę i spojrzał na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Już o dwudziestej był strasznie zmęczony zajęciami, a świadomość, że jutro musi iść tam jeszcze raz i pracować tak samo ciężko go przytłaczała.

Za pół godziny przyjdzie Fred.

Dobrze, że pojutrze ma wolne, ale w sobotę Molly prosiła, żeby ją odwiedzili. Niedziela spędzona z Fredem i zero szans na odpoczynek.

Nastawił budzik na szóstą rano. Zgasił oślepiającą go lampkę i przykrył się pościelą oraz kocem. Noce były siarczyście mroźne. Na dworze padał intensywny śnieg i wiał silny wiatr. W całym domu, który znajdował się nad sklepem było ciepło przez zaklęcia, które są rzucane, aby utrzymywano odpowiednią temperaturę.

Ma coraz mniej czasu na przebywanie z Fredem. Od poniedziałku do piątku widzi go tylko na śniadaniu, potem gdy przytula się do niego przed snem.

George dostał możliwość zdawania na tytuł Mistrza Eliksirów i chciał wykorzystać to, że zainteresował się nim sam Wladimir Mrozow. Ten mężczyzna był świetnym, ale i wymagającym nauczycielem. Musiał się bardzo starać, aby wykonać poprawnie z pamięci jakiś skomplikowany eliksir, a to nie było tak proste jak Eliksir Wielosokowy. To już nie były dziecinne dodawanie przypadkowych składników i liczenie na cud albo wybuch i zabicie wszystkich w sali.

Musi chodzić jak zegarek, żyć jak robot. Sam nie wie, ile wytrzyma działając jak maszyna. Na szczęście jest silnym mężczyzną.

On zobaczył w nim talent, który Snape usilnie ignorował ze względu na to, że był Gryfonem, a do tego Weasley'em, to nie miał szans na uznanie Mistrza Eliksirów, który sam był zdziwiony jego wynikami w nauce z tego przedmiotu, jednak nie byłby sobą, gdy by pozwolił osiągnąć cokolwiek każdemu oprócz jego Ślizgonów.


Będzie miał czas, kiedy tylko skończy końcowy eliksir, jeśli zrobi go dobrze, będzie mógł uczyć się dalej. Do środy wytrzyma.

Minęło już dwa lata od wojny i wiele się zmieniło, kiedy większość popleczników Voldemorta zostało schwytanych.

Gdyby nie szybka interwencja George'a, to prawdopodobnie nie miałby już brata bliźniaka. Podał mu potrzebne eliksiry, które sam wcześniej zrobił.

*

Fred po ciuchu otworzył drzwi sypialni i wszedł do środka. Na palcach zakradł się do łóżka i położył się obok swojego brata.

Nikt nie wiedział, że w ich domu jest tylko jedna sypialnia. Nikt nie wchodził, nikt nie pytał.

George otworzył zaspane oczy, kiedy poczuł ciepły oddech owijający się wokół jego ucha i otulający jego kark. Wiedział, że to on. Jego mężczyzna.

Objął go w pasie i położył podbródek na ramieniu. Fred odwrócił go do siebie. Stykali się nosami. Zadrżał jak ptaszek, którego chciano pogłaskać, po czym zmrużył oczy. Jego ciało obsypała gęsia skórka. Zatrzymał rękę w połowie drogi do jego delikatnego policzka i zamruczał jak niespokojne zwierzę, lecz dotyk szorstkiej skóry George'a sprawił, że na jego ustach pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Głaskał go jak tylko potrafił.

Fred nachylił się jeszcze bliżej swojego brata i ustami musnął jego wargi. Był to niepewny  gest, chociaż wiedział, że będzie on odwzajemniony.

To jest złe. Tak nie wolno i oni zdawali sobie z tego sprawę. Nikt nie mógł się dowiedzieć o jednym łóżku w całym domu, o tym, że się kochają. To zakazane, nienormalne, ale nie umieli się kontrolować. To trwa od dawna. Nikt o tym nie wiedział oprócz Agnes i Lucasa. Wystarczyłaby tylko plotka o romansie kazirodczym synów Artura, a wyleciałby z pracy, która i tak już wisi na włosku. Kochali się i chcieli być razem za wszelką cenę.

*

Fred wstał wyjątkowo wcześnie, specjalnie dla brata. Kiedy tylko wstał, to podkręcił ogrzewanie. Okrył George'a grubym kocem i pocałował w policzek. Wziął z szafy ciepłą, granatową bluzę, czarne spodnie, szare skarpetki i bieliznę.

Poszedł do łazienki i zapalił światło, o tej porze na dworze było jeszcze ciemno. Podszedł do otwartego okna, które sprawiło, że w domu panował chłód mimo zaklęć cieplnych. Na trzech ścianach były ułożone błękitno-białe kafelki, a na czwartej wisiało ogromne lustro, które skierowane było na dużą wannę, wbudowaną w podłogę. Prysznic znajdował się  na przeciwległej ścianie obok zlewu i białych szafek, na których leżały różnego rodzaju olejki, mydła i ręczniki.  Na posadce leżał żółty, włochaty i miękki dywan.

Cały dom był bardzo drogi, ale mieli pieniądze, interes dobrze się rozwijał, a do tego George sprzedawał drogie i kosztowne eliksiry. To, że przyrządzane zostały pod okiem prawdziwego mistrza i z najlepszych składników sporo podwyżały cenę, ale każdy kupujący miał pewność, że mikstura jest znakomita i nie ma żadnych skutków ubocznych.

Wziął gorący prysznic, który bardzo mu się przydał i bardzo go rozgrzał.  Długo stał pod strumieniem parzącej wody. Umył się dokładnie  mydłem o łagodnym zapachu mięty, które George uwielbia. Sięgną po niebieski ręcznik i wytarł się nim. Wyszczotkował zęby, a następnie skierował się w kierunku kuchni, aby zrobić dwie gorące herbaty z cytryną i dodał do nich po łyżeczce cukru.

Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie, który mrugnął i powiedział:

- Co się patrzysz? Za pięć minut zadzwoni budzik George'a.

Fred nie lubił gadającego zegara. Był bardzo złośliwy, już wiele razy zdarzyło się, że przestawił wskazówki o parę minut do przodu przez co, musiał się tłumaczyć z za późnym otwarciem sklepu.

Nadal nie wie, dlaczego go po prostu nie wyrzuci.

- Wiem przecież - odpowiedział i zajrzał do lodówki, która zaśmiała się, kiedy Fred ją otworzył.

Kuchnia była duża. Ściany miała pomalowane na żółty, cytrynowy kolor. Na środku pomieszczenie stał okrągły stół, a na nim zaczarowane wrzosy w wazonie. Lodówka, kuchenka były zaczarowane tak, że mówiły. Miały własne emocje oraz humorki. Kiedy któraś z nich była obrażona, to na przykład nie mroziła jedzenia, ale rozmrażała je.

Zrobił kanapki i zaniósł je na tacy do sypialni, którą potem odstawił na szafkę nocną. Fred odgarnął grzywkę z czoła i pocałował go w policzek. Wyłączył budzik, sam chciał go obudzić.

- George - powiedział i potrząsnął delikatnie bratem, aby się obudził, ale on tylko mruknął coś niewyraźnie przez sen i odwrócił się na bok. Fred dotknął jego czoła i zdziwił, kiedy poczuł, że jest ono gorące. Poszedł do mini laboratorium George'a.
Do jednej ze ścian były przymocowane półki, na których leżało wiele przeróżnych, oznakowanych fiolek i flakoników w różnych kolorach, w zależności od mikstury. W środku ciemnego pomieszczenia stał duży stół - z palnikiem, kociołkami i probówkami – a pod nim szafeczka z mugolską apteczką i lekami. Fred wziął z niej termometr. Poszedł do sypialni. Usiadł na łóżku. Włożył George'owi termometr do ust, a po minucie już wiedział, że jego brat ma temperaturę 37'7°C. 

Poszedł do przedpokoju i wypuścił ich sowę, Fionę z klatki. Obiecał sobie, że nie będzie jej zmuszał do latania, kiedy panuje mróz na dworze. Szybko napisał list do Mistrza Eliksirów z wiadomością, że George jest chory i nie pójdzie dziś na zajęcia. Przygotowywanie składników do mikstury zaliczającej musi poczekać. Dzień odpoczynku mu wystarczy, zapewne będzie narzekał, ale Fred może mu po podać najwyżej eliksir na kaszel i katar, ale nie na gorączkę, bo eliksir można podawać jeśli temperatura jest powyżej 38°C. Ją musi wyleczyć naturalnie, leżąc w łóżku i odpoczywając. Przyda mu się chwila relaksu. George nie mówił bliźniakowi, o jaką miksturę waży i raczej nie pałał się do powiedzenia.
Dobrze, że zatrudnił Kariela i Kasandrę do pomocy, przy sprzedaży psikusów w sklepie, bo sam już nie dawał razy z obsłużeniem wszystkich klientów. Poinformuje ich potem, że będą pracować sami do końca weekendu. 
Fred postanowił nie budzić brata. Zostawił kanapki na lampce nocnej, a na herbatę rzucił zaklęcie utrzymujące temperaturę.


*

George obudził i od razu wtulił w ciepłą pościel i zamruczał jak kot. Zdziwił się, bo budzik jeszcze nie zadzwonił, ale zaniepokoił się, gdy zdał sobie sprawę, że w pokoju jest jasno, a o szóstej jest to mało prawdopodobne. Szybko spojrzał na zegarek i sprawdził, która godzina, a zaraz potem sama go głowa zabolała. Takie spóźnienie na lekcje... Mistrz mu tego nie podaruje.

Było mu strasznie gorąco jak w piekle.

Fred wszedł do sypialni.

- Dzisiaj nie idziesz na zajęcia, wysłałem wiadomość do twojego nauczyciela, że jesteś chory i masz dzisiaj dzień wolny tak samo jak ja - powiedział szybko, siadając na łóżku.

- Co? Żartujesz! - krzyknął, ale zamilknął słysząc swój głos z ogromną chrypką. - Wystarczy parę moich eliksirów i wyzdrowieję.

George złapał się za bolące, gorące czoło i kichnął. Wtedy sięgnął do szuflady szafki nocnej i wyciągnął chusteczki.

- Wiesz, że nie zadziałają. Z herbatą zmieszałem eliksir na ból gardła, kaszel i  katar. Gorączkę musisz wygrzać i sam się jej pozbyć. - George wiedział, w jakich sytuacjach można przyjmować określone mikstury. Fred dobrze o niego zadbał. Przynajmniej ma dzień wolny i może wypocząć. Był zadowolony, że brat się ni zaopiekuje.

George podniósł kubek z herbatę i wypił parę łyków, a następnie uśmiechnął się.

- Wiesz, że cię kocham, prawda? - spytał, zastanawiając się.

Fred odstawił kubek i przytulił mocno brata.

- Wiem, ja ciebie też.

Ucałował go w czoło i położył się obok niego, nie zrażając się chorobą, którą może się zarazić, bo wziął eliksir na odporność.

- Zjedz kanapki, ja już jadłem śniadanie..

- W łóżku? - powiedział zdziwiony. Jakoś nie widzi mu się spanie na tysiącach okruszków chleba.

- A niby gdzie? Nie wyjdziesz dzisiaj z niego, no chyba, że do toalety - mówił, on zwykle w ogóle by nie wychodził w weekendy z sypialni.

- Dobrze wiedzieć - odpowiedział z przekąsem.

Fred złapał mocno George'a za biodro, podwijając jego koszulkę.


*

Rudzielec przez długi czas się zastanawiał, czy sprzedać komuś za sporą sumę eliksir zaliczeniowy czy samemu go wykorzystać. Jego myśli toczyły bitwę. W końcu składniki są niezwykle rzadkie i to cud, że Mistrzowi udało się w ogóle je dostać. Drugi raz w życiu mu się to nie zdarzy, ale z wypicia mikstury będą komplikacje. I przede wszystko musi to omówić z bratem. Zachowuje się zupełnie jak Agnes przed okresem, już w myślach słyszy jego obelgi na ten temat. Chyba jest gotowy, porozmawia z nim wieczorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytelnicy