Obudziłem się. Poczułem tępe i bolesne pulsowanie w skroniach. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że trzymam za rękę nieznajomego chłopaka, który spał spokojnie.
Leżałem w namiocie. Ziewnąłem. Próbowałem nieudolnie zebrać myśli.
Rozglądając się, zacząłem rozmyślać o tym, że nie znam żadnej osoby. Nawet mężczyzny o w masce z szarymi włosami. Nie wiedzieć czemu, poczułem wielki smutek patrząc na dziewczynę z różowymi włosami, która pochrapywała obok.
Po długiej chwili zauważyłem, że nie pamiętam również swojego imienia. Nerwowo próbowałem je odszukać w pamięci, jakby to było najważniejsze zadanie w moim życiu. Jednak żadna myśl przechodząca przez moją głowę w szaleńczym tempie, nie wydawała się prawidłowa.
Przemyślenia te przerwał chłopak. Uwolnił dłoń z mojego uścisku. Blondyn podniósł się zaspany, przetarł oczy. Kiedy zorientował się, że na niego patrzę, uśmiechną się uprzejmie.
– Sasuke, wszystko w porządku? – spytał niebieskooki, przyglądając mi się i najwyraźniej niepokojąc. – Znowu masz bóle głowy? To przez Sharingan?
– Wszystko dobrze – odpowiedziałem.
Złapał ponownie moją dłoń.
Sasuke? To tak brzmiało moje imię? Nie pasowało do mnie ani trochę. Ale zresztą... skąd miałbym to wiedzieć, skoro nawet nie znałem siebie? Nie wiedziałem o niczym. W głowie miałem pustkę. Próbowałem cokolwiek wymyślić. Przypomnieć sobie, ale nadaremno. Mimo to, nie traciłem nadziei. Byłem pełen optymizmu.
Byłem pewien tylko jednego, że muszę za wszelką cenę znaleźć moją zwój.
***
Wyszedłem z namiotu. Od razu odurzył mnie zapach sosen. Słońce przyjemnie grzało, a wiatr miło wiał, rozwiewając moje czarne włosy.
Usiadłem na kłodzie przy wygaszonym ognisku. Wsłuchałem się w pluski rzeki, która płynęła obok.
– Jak miło! – zawołał, mocząc dłoń w wodzie.
Nieznajomy rozmawiał właśnie z różowowłosą, która okazała się mieć na imię Sakura. Po chwili usiadł koło mnie.
– Kakashi–sensei powiedział, że świątynia jest niedaleko – mruknął cicho.
– Co? Kto? – spytałem.
– No, Kakashi, draniu. Chyba się jeszcze nie obudziłeś – zażartował.
– Chyba tak – powiedziałem szybko i podrapałem się po głowie. Nie wiedziałem, o czym ten chłopak mówił.
– Co z tą świątynią?
– Heh, może masz gorączkę. – Blondyn dotknął mojego czoła. – Nie pamiętasz?
– Nie, nie. Pamiętam. Po prostu jednak niezbyt dobrze się czuję – nie skłamałem, ale chciałem jego odwrócić uwagę, co mi się udało.
– Sakura–chan!
– Czego? – krzyknęła.
– Z Sasuke dzieje się coś nie tak.
Sakura przygotowywała rybę na śniadanie.
– Och, Sasuke–kun!
Sakura zmartwiona podeszła i dotknęła czoła Uchihy.
– Nie ma gorącego czoła.
– Nie, nie ma potrzeby mnie badać, naprawdę. Chodźmy lepiej do tej świątyni. – Uśmiechnąłem się i poszliśmy razem do Kakashiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz