I jak zapowiadałam, od razu publikuję rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Ostrzeżenie: Całe opowiadanie jest napisane w takim mdłym, łagodnym stylu! Opowiadanie napisałam ponad 3 lata temu, więc tym bardziej ostrzegam.
Naruto był samotny.
Ostrzeżenie: Całe opowiadanie jest napisane w takim mdłym, łagodnym stylu! Opowiadanie napisałam ponad 3 lata temu, więc tym bardziej ostrzegam.
Podoba się Wam?
Co ile dni chcecie nowy rozdział?
Ociągając się, przyszedł na most. Ze strachem w oczach przerzucił nogi przez barierkę. Cieszył się, że jest nisko, bo straszliwie bał się wysokości. W myślach zaczął odliczać do trzech. Spróbował otrząsnąć się, ale mu się to nie udało.
Trzymał się mocno barierki. Spojrzał w taflę wody i na wschodzące słońce.
Naruto upadał, a woda wokół dawała mu ukojenie.
*
- Co z Naruto? – spytał nawet się nie witając. - Mówił coś w szpitalu? – spytał z przejęciem w głosie. Cholernie martwił się o Naruto.
Traktował go od paru lat, czyli od momentu, kiedy Itachi zaadoptował blondyna z sierocińca, jak kolegę. Nie przepadał za jego towarzystwem. Naruto wyśmienicie się uczył, osiągał sukcesy, posiadał niewiarygodny talent do sztuk walki. Mimo to, że wydawał się nie mieć przy sobie nikogo, to był bardzo sympatycznym chłopakiem. Sasuke nawet nie pomyślał, że blondyn mógłby być samotny.
Wypadek i śmierć Hyuugi spowodowała, że zaczął mieć myśli samobójcze, a w końcu skończył w szpitalu po nieudanej, na szczęście, próbie.
Neji był znany z dwóch rzeczy. Tego, że wolał trzymać się na uboczu i że jest gejem. Chodził od dawna na karate i miał nawet brązowy pas, czym się bardzo chwalił.
Wszystko potoczyło się szybko. O orientacji Neji’a gadała cała szkoła. Ktoś puścił plotkę, która okazała się być prawdziwa. Białooki nie mógł tego znieść. Rodzina się go wyrzekła, przyjaciele przestali być przyjaciółmi. Całe życie zwaliło mu się na głowę. Nie wytrzymał tego. Zabił się i zostawił swojego najlepszego przyjaciela w potrzebie.
- Naruto bardzo cierpi. Nie potrafi się pozbierać. Jest całkowicie rozbity – powiedział cicho. – I zamiast szukać pomocy… - przerwał. - Raz na mnie spojrzał! Raz! Nie potrafię sobie wyobrazić, jak musiał cierpieć, żeby chcieć popełnić samobójstwo.
Po twarzy Itachi’ego spłynęła pierwsza łza, a potem druga i kolejna.
Młodszy Uchiha cierpiał. W gardle miał wielką gulę goryczy, która nie pozwoliła mu mówić. Jednak postarał się powstrzymać to uczucie i przemóc się.
Sasuke podszedł do brata i przytulił go, po czym pogłaskał po długich, czarnych włosach związanych w kucyk. A ten wtulił się mocniej w ramiona młodszego.
- Poradzimy sobie, przecież jesteśmy Uchiha – powiedział, chcąc dodać starszemu otuchy.
- Wiem, braciszku, wiem. Kiedy go adoptowałem, myślałem, że nie będzie tak trudno. Tak bardzo się starał, żeby mieć jakąkolwiek rodzinę. A my go zaniedbaliśmy. Czuję się tak okropnie.
Wyszli z jedno piętrowego domu i skierowali się ponownie do szpitala nieopodal.
Sasuke myślał nad Naruto. Chciałby zaprzyjaźnić się z Uzumakim. On potrzebuje, szczególnie w takich chwilach, czyjegoś wsparcia. Poza tym sam nie jest z kamienia i serce mu zmiękło, gdy zdał sobie sprawę, jak samotny jest blondyn.
*
- Cześć, Naruto. – Sasuke uśmiechnął się i pomachał mu ręką.
- Hej – odpowiedział.
Brunet usiadł na krześle obok łóżka szpitalnego opierając się ręką o blat szafki nocnej.
- Pewne nie możesz się doczekać czasu, kiedy wrócisz do domu. Szpitale są okropne.
- Tak, trochę. – odpowiedział słabym i ochrypłym głosem.
Sasuke nie za bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę. Miał dzisiaj niewiarygodnie dobry humor i miał nadzieję, że odbije się też na Naruto. Aż tryskał energią i przenosił ją na innych. Świetna pogoda, brak lekcji, koniec tygodnia to czynniki, które potrafią zmienić każdego człowieka. Nawet takiego zimnego drania jak on.
- Mam prośbę… Porozmawiaj trochę z Itachi'm. On naprawdę się o ciebie martwi. Chce mieć pewność, że nic ci się nie stanie i będziesz z rodziną, dlatego jutro tutaj przyjdzie, żeby ustalić z lekarzami datę twojego wypisu – ciągnął. – Chcemy zabrać cię po wypisaniu na takie małe wakacje przed wakacjami.
- Porozmawiam, ale mi trudno, bo… - przerwał i posmutniał. Spuścił głowę w dół.
Tak naprawdę wstydził się tego, co zrobił, żeby znaleźć się w szpitalu. I bał się i reakcji innych na to, czego się w przeszłości dopuścił.
- A co z tymi nie usprawiedliwionymi dniami i zaległościami w szkole?
Był najlepiej uczącą się osobą z jego rocznika. Jego średnia była marzeniem wielu osób. Wcześniej nie opuszczał aż tak dużo godzin lekcyjnych. Chociaż ostatnio trochę wagarował z Neji’m. A teraz miał do nadrobienia całe dwa tygodnie.
- Ech! – westchnął. – Dyrektor Tsunade stwierdziła, że byłeś wzorowym uczniem, a oceny na tę okoliczność zostały tobie wcześniej zatwierdzone. Podobno przerobiłeś wszystkie te rzeczy jak szykowałeś się do konkursów z wielu przedmiotów, więc nie będziesz musiał nadrabiać tego wszystkiego.
- Czyli mam wolne – powiedział Naruto, nadal nie patrząc w oczy rozmówcy. Mimo najszczerszych chęci nie potrafił tego, bo wiedział, co zrobił.
Samotność przytłaczała go aż za bardzo. Mógł wtedy pocałować jeszcze raz Neji’a, ale spanikował. Nie każdy wie, co zrobić, gdy nagle przyjaciel go ucałuje w usta.
Może… gdyby został to… on by się nie zabił. Byłby zajęty Uzumakim. Na samą myśl o tym, co mogli by razem robić serce zaczęło szybciej bić. Ale ktoś ich zobaczył, razem. Ten jeden jedyny raz, kiedy zasmakował jego ust. To było dziwne, że tylko mówili o nim. Naruto w końcu też jest gejem, ale każdy jakby o tym wiedział.
– A co z Neji’m? – Jego głos lekko zadrżał, ale odchrząknął dość gwałtownie i pokrył to kaszlnięciem.
- Przed chwilą wróciłem z jego pogrzebu. – Sasuke zastanawiał się przez chwilę, co mógł myśleć Naruto. Nieczęsto się tak zawiesza. Jednak nie potrafił czytać w myślach ani nie miał do tego żadnego urządzenia, więc snuł tylko nie wyraźne domysły. – A jak to zwykle w takich chwilach bywa... wszędzie smutne, grobowe miny. Była tam cała nasza klasa, nasz wychowawca i klan Hyuuga.
- Czyli… Ale jak to? Wyrzekli się go – powiedział, nie dowierzając. Półleżał, ale zaraz runą na poduszki i zaczesał swoje włosy do tyłu. Nadal miał szeroko otwarte oczy. – O rany, a on tak w to wątpił. Mówił, że oni nie zainteresują się nim nawet, kiedy umrze.
- Cóż… Jego sprawami rodzinnymi i ocenami jakoś nikt się nie przejął. Dyrekcja powinna zareagować – zmarszczył brwi.
Blondyn zamilkł i znieruchomiał.
- Kiedyś będziesz musiał powiedzieć, co się działo przez ten cały czas, gdy nie byłeś na lekcjach. Gdzie chodziłeś z Hyuugą i co robiłeś…
- Już się palę do odpowiedzi. – prychnął.
- Nie ironizuj mi tutaj. Mam nadzieję, że… kiedyś opowiesz mi to ze wszystkimi szczegółami. – Oblizał usta i zmarszczył brwi. - Staram się być miły, bo wyobrażam sobie jak ci trudno wtedy było. Tak źle, że… skoczyłeś z mostu. Wykorzystaj to, że chcę ci pomóc…
- A pomyślałeś może, że nie chcę pomocy?! Ja tylko pragnę wrócić do mojego przyjaciela! – Jego serce zakuło gorzko. – Odejdź - powiedział sucho z poważną miną.
Naruto pokazał swoim palcem drzwi prowadzące do wyjścia z pomieszczenia.
- Dobrze! Ale pamiętaj, że nam też jest trudno, więc nie zachowuj się jak rozkapryszony bachor! – Na chwilę zapomniał, że znajduje się w szpitalu i dał się ponieść emocjom, ale wziął głęboki oddech, i powiedział: - Pamiętaj, że jesteś naszą rodziną i mimo wszystko będziemy cię… - przerwał i zastanowił się nad słowami, które chciał dalej powiedzieć - opiekować się tobą.
- Wiem – powiedział Naruto.
- Do zobaczenia. – powiedział wytrącony z równowagi młodszy Uchiha. Już kierował się w stronę drzwi, ale coś go podkusiło i spojrzał na stan blondyna.
- Sasuke?
- Co?
- O której godzinie przyjdzie Itachi? – Naruto przypomniał sobie coś o wizycie opiekuna.
- Około południa. I mam nadzieję, że zabierzemy cię stąd… prosto do domu. – uśmiechnął się lekko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz