Say Something to blog z opowiadaniami o tematyce slash/shōnen-ai. Znajdują się tutaj opowiadania autorskie, fanfiction z Naruto, Harry'ego Pottera i inne treści. Gry do bloga: 1, 2, 3, 4.

25.5.15

P: Ametyst - V

Rozdział niesprawdzony. Dla ~Wielki Mistrz Monte
Rozdział piąty - Inicjacja.

Plan A - Wyjście z lochów.

   Draco obudził się z bólem głowy. Okazało się, że spał na kamiennej podłodze. Rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Kamienne, zielone ściany, które oświetlała jedynie jedna pochodnia. Brak okien. Kraty zamiast drzwi, a za nimi rozżarzone, złośliwie czerwone, gorące węgle poukładane po całej nawierzchni podłogi. Spojrzał na brata, kulącego się w kącie. Był jedynie w bokserkach, tak jak on.
   Czyżby Czarny Pan zażyczył sobie porwać nas? Pewnie tak, dlatego wyciągnęli nas od razu z łóżek. Ale nie... On nie odważył by się narazić na spotkanie z Dumbledorem, a poza tym Hogwart chronią bariery, więc taka możliwość odpada. Ale dlaczego się tu znaleźli?
   Potrząsnął Capicornem. Musi się obudzić, żeby się stąd wydostać. Powoli zaczął się wybudzać.
   - Hej... - szepnął. - Szybko, nie mamy czasu.
   Draco po chwili zaczął panikować, bo nie mógł wybudzić jego młodszego brata, a on nigdy nie miał tak mocnego snu. Gdy przez wakacje zamieszkiwali obaj w domu niani Capicorna spali w jednym łóżku z powodu braku drugiego. On się zawsze kręcił, bo trudno mu było tam usypiać, a szatyn za to chrapał w niebo głosy, chociaż wie, że tak nie przystoi. Jak zwykle nie był na niego zły, najwyżej zatykał sobie uszy poduszką... ewentualnie, gdy już nie wytrzymywał to usta bratu, a wtedy on się budził i marudził. Ciekawe, czy w ogóle jest świadomy porwania, bo tylko tam można było nazwać to uprowadzenie. Zawsze mogli mu coś podać usypiającego, gdy się stawiał lub próbował wyrwać.
   Nie miał pojęcia, jak się stąd wydostać, nie miał różdżki i najprawdopodobniej nikt nie wiedział o jego nieobecności w dormitorium. Zawsze może spróbować użyć magii bezróżdżkowej. Jego mama w te wakacje próbowała nauczyć go tego, ale on najzwyczajniej nie miał do tego talentu. Teraz Draco też wątpił, że mu się uda, ale nie zaszkodzi się postarać. Raczej da radę rzucić Alohomorę, bo to bardzo proste zaklęcie. Musi tylko skoncentrować się na celu.
   A nawet gdyby udało mu się przedostać przez kraty to jak przejść przez tą lawę wyłożoną na podłodze, aż czuć od niej buchający żar tak gorący, że aż duszący. Mógłby szybko przejść, ale nie wiedział, jak długi jest korytarz i kogo może znaleźć na jego końcu. Strażnicy, czy coś. I musiał jeszcze zanieść Capicorna.
   Tak w ogóle, kim były te postacie. Nie miał czasu przyjrzeć się im. Na pewno nie byli poplecznikami Czarnego Pana, ale może jacyś wrogowie ojca...
   Draco nie chciał dłużej tak rozmyślać, bo tylko marnuje czas, w każdej chwili te osoby, które ich porwały mogły wrócić, poza tym dochodził do coraz ciemniejszych myśli.
   Przeczesał szatynowe włosy brata i ułożył jego głowę na swoich kolanach. Jakby mógł na niego krzyknąć, albo podnieść głos to by się obudził, ale boi się, że to może zwabić strażników, czy też kogoś innego, a wtedy zamiast pomóc mogliby go skrzywdzić.
  Skoro ma możliwość ucieczki, to ma wykorzystać tę szansę. Dotknął palcem dziurkę od klucza i wymruczał:
   - Alohomora.
  Magia była wręcz widoczna. Biała mgiełka popłynęła z palca do krat i zaiskrzyła się. Udało się! W jednej chwili był z siebie dumny, że udało mu się coś, co wcześniej dwa miesiące nieudolnie się uczył. Lekko popchnął kratę i wyjrzał, by sprawdzić, czy na korytarzu ktoś jest. Na szczęście nikogo nie było.
  Wziął bata na ręce, na początku trudno było mu utrzymać taki ciężar. Może wyglądał szczupluteńko, ale miał trochę ciałka. Nie mógł pojąć, jak on tyle jadł, a w ogóle nie tył.
    Teraz musiał przebiec po węglach do wyjścia, a raczej do schodów i spróbować się wydostać. To będzie trudne... i ciężkie.
    Ach!!! Szczypie i pali, jakoś nigdy nie byłem przygotowany na taką sytuację. Mogliby chociaż mi buty zostawić, przecież nie były zbyt drogie, jak z resztą ubrania w tym roku, Capicorn też miał zdecydowanie tańsze, ale bez przesady, bo nie wyglądał tak jak Weasley. Dlaczego w takiej chwili myślę o nim? Może dlatego, że nie pogardził by teraz jego pomocą, czy choćby Pottera.
   Te schody były na prawdę długie. Ale przynajmniej nie biegnie już po węglach. Wreszcie błogosławieństwo dla jego poparzonych nóg.
   To, co zobaczył na piętrze go tak zaskoczyło, że aż otworzył szeroko usta.
   Pełno wysokich, przyciętych żywopłotów, które tworzą labirynt.

1 komentarz:

Czytelnicy